: 2009-09-07, 22:30
Polacy mieli za to lepszy sprzęt niż Francuzi, Angole czy Niemcy ale niestety nie było czasu na jego produkcje i wrzucenie na front.
Serwis poświęcony grom z serii Wolfenstein: Wolf 3D, Return to Castle Wolfenstein, Wolfenstein Enemy Territory oraz Wolfenstein.
https://wolfenstein.pl/
Gdyby II wojna zaczęła się 2 lata później to byśmy hitlera i cały wehrmacht rozj... w pyłDrVaNs pisze:Polacy mieli za to lepszy sprzęt niż Francuzi, Angole czy Niemcy ale niestety nie było czasu na jego produkcje i wrzucenie na front.
http://www.pardon.pl/artykul/9489/wrzes ... _wcale_nieFilmy i komunistyczna propaganda utwierdziły pokolenia Polaków w przekonaniu, że armia wrześniowa, która musiała stawić czoła dwóm bardzo silnym przeciwnikom, była przestarzała i technicznie niewydolna.
Pogląd ten to typowy produkt czarnego PR, w którym uwielbiamy nurzać się do dziś, z przyjemnością winiąc się za doznane klęski, zupełnie jakby ktoś nam za to płacił.
Niedozbrojone wojsko
Krytycy i malkontenci nie chcą pamiętać o takich drobiazgach, jak różnice w budżecie wojennym państw takich jak Rzesza i ZSRR w porównaniu ze środkami, którymi dysponowała II Rzeczpospolita. To nie pasuje do obrazu: dwa państwa, z których jedno dotowane było przez międzynarodowy
kapitał, a drugie żyło dzięki pracy milionów niewolników napadły na trzecie, które mozolnie, bo mozolnie, ale skutecznie budowało normalność i próbowało zapewnić jakąś stabilizacje swoim obywatelom. Rzeczpospolita ze swoich nader skromnych środków budżetowych przeznaczała aż 40 proc na zbrojenia. To była kwota
ogromna, ale nie wystarczająca wobec siły i możliwości przeciwników. Mimo tej słabości Polska wdrażała programy reformujące i wojsko i poprawiające jego skuteczność, przez cały okres między wojnami pracowano także nad nowymi rodzajami uzbrojenia, które w niczym nie ustępowały projektom niemieckim czy radzieckim. W dodatku były to dzieła polskiej myśli technicznej, a nie licencjonowane.
W 1935 roku przyjęto plan modernizacji armii, który miał być wdrożony w latach 1936-1942. Plan ten zakładał skokowe zwiększenie skuteczności piechoty i kawalerii oraz poważną modernizację lotnictwa i broni pancernych. Hitler dobrze wiedział, dlaczego wojnę z Polską należało zacząć w 1939 roku, a nie na przykład rok później. Wtedy nie byłoby już tak łatwo. Atak Niemiec i Związku Radzieckiego przypadł w połowie procesu modernizacji polskiej armii. Mimo to Polacy bronili się przed dwoma przeciwnikami przez prawie miesiąc, warto w tym miejscu przypomnieć, że lepiej wyposażona i o wiele większa armia francuska kapitulowała po dwutygodniowej walce z Niemcami, którzy jeszcze nie zdążyli uzupełnić wszystkich strat po wojnie w Polsce.
Sprzęt, który nie dotarł
Najczęściej wspominanym "cudem techniki wojskowej" Polski międzywojennej był karabin przeciwpancerny UR35. Nie był on jedyną udaną międzywojenną konstrukcją. Jednak UR35 i jego możliwości to sztandarowy przykład tego na co stać było myśl techniczną i przemysł II Rzeczpospolitej. Broń ta była udaną konkurencją dla niemieckiej Panzerbusche, która także służyła do likwidacji czołgów. Jednak UR był karabinem prostym w obsłudze, lżejszym i miał większą skuteczność niż wszystkie ówczesne konstrukcje tego typu. Niestety projekt był tak utajniony, że do rozpoczęcia wojny wszystkie wyprodukowane egzemplarze przechowywane były w skrzyniach z napisem "sprzęt mierniczy" kiedy przywieziono je do walczących oddziałów żołnierze musieli uczyć się obsługi tego karabinu już w czasie walki.
Żołnierz, który posługiwał się tym rewelacyjnym karabinem mógł skutecznie zwalczać wszystkie typy czołgów, tak niemieckich, jak radzieckich. UR przebijał pancerz grubości 40 mm z odległości 100 metrów. Do rozpoczęcia wojny wyprodukowano około 3, 5 tysiące tych karabinów.
Równie udaną konstrukcją był karabin samopowtarzalny wzór 38, który trafił na front w ilości kilkuset sztuk. Podobnie było z pistoletem maszynowym Mors, wzór 38, kaliber 9mm. Dopiero wdrażano produkcję tej broni i nie dotarła ona na fronty w wystarczającej ilości. Braki w uzbrojeniu nie dotyczyły tylko nowoczesnego sprzęty, ale także broni tradycyjnej. Polska zaskoczona z dwóch stron nie miała czasu, ani wystarczających środków na to, by należycie wyposażyć swoich żołnierzy.
Spośród polskiej broni użytej we wrześniu 1939 roku najlepiej wypada artyleria - jeśli brać pod uwagę skuteczność. Do niszczenia czołgów używano doskonałego szwedzkiego działka Bofors, kaliber 37 mm. W czasie wojny obronnej Polacy zniszczyli kilkaset niemieckich czołgów i kilka tysięcy pojazdów innego typu, była to zasługa działek Bofors i dobrego wyszkolenia polskich artylerzystów. Do niszczenia samolotów używano jeszcze lepszego sprzętu, 40 mm armaty Boforsa i 75 mm działa wzór 36/37. Szwedzki sprzęt pozwalał likwidować samoloty operujące na wysokości nawet 3 tysięcy metrów. O tym, jak skuteczna jest armata na licencji szwedzkiej Luftwaffe przekonała się już o 3.45 dnia pierwszego września, dokładnie w momencie rozpoczęcia wojny. Przelatująca przez granicę Prus Wschodnich Stuka została strącona pod Łomżą przez żołnierzy 18 Motorowego batalionu Przeciwlotniczego. Działo wzór 36/37 ściągało samoloty z wysokości 9 tysięcy metrów, była to w pełni polska konstrukcja. Przez pierwsze dni wojny lotnicy niemieccy atakowali pozycje polskie z dużą nonszalancją lekceważąc obronę przeciwlotniczą. Bardzo szybko dostali nauczkę. Działo wzór 36/37 już w pierwszych godzinach wojny ściągnęło na ziemię dwa Heinkle 111 które pojawiły się nad Poznaniem.
Sprzęt ciężki i samoloty
Polskie czołgi wbrew obiegowym opiniom nie były ani słabe, ani przestarzałe. Konstrukcja wozu
7TP mogła równać się z niemieckimi i radzieckimi czołgami tego czasu. Pewnym mankamentem był słabszy pancerz naszego czołgu, ale 7TP nadrabiała to zwrotnością i siłą ognia. Działo zamontowane na wieżyczce tego czołgu było dużo lepsze niż to, którym dysponowały niemieckie Pzkfw I i Pzkfw II. Dopiero Pzkfw III był pojazdem, który mógł stawić czoło naszemu czołgowi. Polska armia wyposażona była także w ciężkie czołgi zakupione we Francji, były to maszyny wyprodukowane przez fabrykę Renault, o symbolu R 35. Były to dość wolne maszyny, ale ich opancerzenie czyniło je odpornymi na ataki ówczesnej broni przeciwpancernej. R35 miał pancerz grubości 45 mm.
Polska armia dysponowała także bardzo dobrymi ciągnikami artyleryjskimi i motocyklami. Najlepszą konstrukcją wśród tych ostatnich był motocykl Sokół.
Wszyscy znamy historię polskich samolotów, które miały wejść lub weszły do produkcji w końcówce lat trzydziestych. Prócz samolotu liniowego Karaś i starzejących się samolotów PZL-P7 oraz PZL-P11 w polskim lotnictwie miało dojść w 1939 roku do prawdziwej rewolucji. Do produkcji miały wejść maszyny PZL-Jastrząb i PZL-Sum, pierwszy z nich był myśliwcem, a drugi samolotem szturmowym. Wojna była jednak szybsza. Od roku 1937 w armii "służył" średni bombowiec "Łoś", który wsławił się akcją pod Częstochową, gdzie kilkanaście tych samolotów unieruchomiło pułk SS "Germania". Niestety zbyt mało tych samolotów latało po polskim niebie i nie były one przeważnie chronione przez myśliwce. Wszystkie "Łosie", które weszły do walki we wrześniu zostały zestrzelone.
Problemem Polski w wojnie obronnej nie był więc niedobry lub stary sprzęt, ale pieniądze
i zbyt późno – ze względu na budżet – wprowadzane programy modernizacji. No, a poza tym wojna we wrześniu toczyła się w systemie
dwóch na jednego. Tego nawet potężne Niemcy kilka lat później nie wytrzymały.
***
Korzystałem między innymi z publikacji w magazynie "Polska Zbrojna".
to już wtedy ruscy czołgi trzaskali?SPIDIvonMARDER pisze:Ponadto dopiero w 194 roku wstawiono mu działo,
Ups :DDrVaNs pisze:to już wtedy ruscy czołgi trzaskali?
SPIDIvonMARDER pisze:Bliższy rzeczywistości był 10TP, ktorego zbudowana nawet uzbrojony prototyp.
Bylaby to ciekawa konstrukcja, lecz zapewne nie na długo, szybko by musiano ją zastąpić prawdziwym czołgiem średnim.